sobota, 30 marca 2013

MEGA GIGA TERA


Czasy, kiedy monopol na inteligencję miała inteligencja pracująca minęły bezpowrotnie. Teraz inteligencja jest wszędzie – inteligentne są domy, biura i samochody. A nawet skarpetki.  


Zobacz materiał wideo


“Smarter Socks - probably the smartest socks in the world” – hasło, które w “pierwszym czytaniu” kojarzy się z Monthy Pythonem odnosi do całkiem sensownego produktu, który w dodatku pomaga rozwiązać równie cykliczny, co dotkliwy problem: dobieranie wypranych skarpetek w pary. Kto „parował”, ten wie – kombinacja typów, odcieni, sposobów i liczby prań daje nieskończenie wiele możliwości. Ale jest rozwiązanie - wystarczą smartfon i oczipowane kodem RFID (brzmi ładnie) smarter socks – a odpowiednia aplikacja dobierze nam z nich pary idealne. Gdzie to kupić? Oczywiście w Internecie, na www.blacksocks.com.

OK, zatem ruszamy w sieć, let’s go shopping! Jest tam nas już całkiem sporo.


Wielkość polskiego rynku internetowego, wg różnych źródeł:


- 17,9 mld PLN - PMR „Handel internetowy w Polsce 2012. Analiza i prognoza rozwoju rynku e-commerce na lata 2012-2014”

- 21,9 mld PLN - yStats.com „Poland B2C E-Commerce Report 2012″

- 22,9 mld PLN - Centre for Retail Research na zlecenie Kelkoo

- 23 mld PLN - Raport „eHandel Polska 2012″


Na razie udział zakupów w Internecie to ok 4% całej sprzedaży detalicznej. Ale ciągle rośnie. Mniej więcej o 20%-25% rocznie ( SMB, Kelkoo, Forrester Research). Jeśli zestawimy to z GUSowskimi danymi dotyczącymi wynagrodzeń i konsumpcji, to na uproszczonym wykresie wygląda to mniej więcej tak:


Co roku zarabiamy trochę więcej i trochę więcej wydajemy en block, ale coraz więcej kupujemy w sieci i wydajemy tam coraz więcej pieniędzy. Nie tylko na skarpetki. Również na inne ubrania.   

http://www.sitejabber.com/blog/2010/09/12/what-are-people-buying-online/
Branża fashion - odzież, obuwie i akcesoria - to ok. 20% naszych wydatków w sieci, tj. +/- 4,5 mld PLN. Jeśli tę liczbę podzielimy przez PRCH Turnover Index (855 PLN/mies./mkw. - wskaźnik określający średnie obroty netto na metr kwadratowy powierzchni wynajmu w centrum handlowym) i „ubruttowimy” GLA (przyjmując, że powierzchnia fashion w centrum handlowym to ok. 55%), to okaże się, że nasza wirtualna galeria nie jest ani hiper-, ani mega-. Dzisiaj to już co najmniej GIGA-GALERIA, o powierzchni ok. 1.000.000 m.kw., a to mniej więcej tyle, co 17 Galerii Krakowskich (a za rok będzie ich 20, a może nawet 25).

Kolejne trzy ważne sprawy: lokalizacja, lokalizacja i lokalizacja… Każdy w branży nieruchomości zna tę, dziś już mocno wyświechtaną, mantrę. 
A gdzie znajduje się nasza GIGAGALERIA? Wystarczy kilka kliknięć myszką, albo raczej parę muśnięć ekranu smartfona i już: „Ona tu jest! I tańczy dla mnie!” - jak śpiewa świeżo upieczony wieszcz. 

A jak to działa? Znakomicie! Tu można naprawdę zaszaleć: przymierzać w wirtualnych przymierzalniach, oglądać „catwalki” modelek i modeli, dowiadywać się o cudownych właściwościach materiałów, zasięgnąć porady stylisty, zapytać o opinię innych użytkowników, poddać się ocenie „społeczności”, zamawiać bezkosztowo i do woli. Nie pasuje? Odsyłamy również bezkosztowo i bez wychodzenia z domu.

Niemal co do słowa spełnia się ponad czterdziestoletnia baurdrillardowska wizja największego centrum handlowego Europy, przedstawiona w „Formalnej liturgii przedmiotu”: „Oto nowa, nieznana do tej pory wygoda przechadzania się pomiędzy sklepami kuszącymi swymi ofertami bezpośrednio, bez ekranu wystawy, wzdłuż głównej alei, będącej zarazem Rue de la Paix i Polami Elizejskimi, przyozdobionej fontannami i wodotryskami, sztucznymi drzewami, urozmaiconej kioskami i bankami, funkcjonującej w całkowitym oderwaniu od następstwa pór roku i uniezależnionej od zmian pogody: nadzwyczajny system klimatyzacji, wymagający trzynastokilometrowej sieci przewodów i kanałów wentylacyjnych pozwala na to, by panowała tam wieczna wiosna.[…] Mall, jak każda inna ulica, dostępna jest przez siedem dni w tygodniu, zarówno we dnie, jak i w nocy.” 


A jeśli do całego kontekstu dorzucimy możliwości reklamowe i komunikacyjne, SEO, SEM, SERM, całą sferę kampanii behawioralnych, geotargetowania, cappingu,  profilowania perswazyjnego i wielu, wielu innych narzędzi, jakimi dysponuje współczesny, baudrillardowski „drugstore”, to śmiało możemy sięgnąć po jeszcze jeden, pasujący jak ulał, cytat: „W tym miejscu bije samo serce konsumpcji jako totalnej organizacji codzienności, również totalnego ujednorodnienia, gdzie wszystko zostaje przechwycone, opanowane i wyparte przez łatwość, prostotę i przejrzystość „abstrakcyjnego” szczęścia, określanego wyłącznie przez zniesienie napięć.” 

Niepostrzeżenie, może nawet nieświadomie, przesiadamy się z dyliżansu do superszybkiej kolei żelaznej. Ale jest jedno "ale". Po coś przecież kupujemy tę całą fashion. Głównie po to, żeby pokazać się w niej innym, równie jak my szczęśliwym gigagalerianom i zademonstrować te wszystkie wirtualnie wywalczone zdobycze. A przy okazji „się pokazywania” trochę też tych innych popodglądać. Mówiąc krótko, chodzi o mniej lub bardziej zaawansowany lans. Lans, w imię którego:


"Kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy, za pieniądze, których nie mamy, żeby zaimponować ludziom, których nie lubimy."

A tak się paradoksalnie składa, że, jak na razie, funkcję ”platformy lansu” najlepiej spełniają tradycyjne galerie.

W galerii opisanej w „Formalnej liturgii przedmiotu” klient otrzymywał dodatek ekstra, „naprawdę coś”, czyli dostęp do ambitnych książek i płyt z muzyką eksperymentalną -  sprzedawanym produktom towarzyszyło „nieco więcej inteligencji i ludzkiego ciepła”. 

My dzisiaj mamy skarpetki z chipem. I ciepłe, i inteligentne
NAPISZ DO NAS