Czasy, kiedy
monopol na inteligencję miała inteligencja pracująca minęły bezpowrotnie. Teraz
inteligencja jest wszędzie – inteligentne są domy, biura i samochody. A nawet skarpetki.
Zobacz materiał wideo
Wielkość polskiego rynku internetowego, wg różnych źródeł:
“Smarter
Socks - probably the smartest socks in the world” – hasło, które w “pierwszym
czytaniu” kojarzy się z Monthy Pythonem odnosi do całkiem sensownego produktu,
który w dodatku pomaga rozwiązać równie cykliczny, co dotkliwy problem:
dobieranie wypranych skarpetek w pary. Kto „parował”, ten wie – kombinacja
typów, odcieni, sposobów i liczby prań daje nieskończenie wiele możliwości. Ale
jest rozwiązanie - wystarczą smartfon i oczipowane kodem RFID (brzmi ładnie)
smarter socks – a odpowiednia aplikacja dobierze nam z nich pary idealne. Gdzie
to kupić? Oczywiście w Internecie, na www.blacksocks.com.
OK, zatem
ruszamy w sieć, let’s go shopping! Jest tam nas już całkiem sporo.
Wielkość polskiego rynku internetowego, wg różnych źródeł:
- 17,9 mld
PLN - PMR „Handel
internetowy w Polsce 2012. Analiza i prognoza rozwoju rynku e-commerce na lata
2012-2014”
- 21,9 mld
PLN - yStats.com
„Poland B2C E-Commerce Report 2012″
- 22,9 mld
PLN - Centre for
Retail Research na zlecenie Kelkoo
- 23 mld PLN
- Raport
„eHandel Polska 2012″
Na razie
udział zakupów w Internecie to ok 4% całej sprzedaży detalicznej. Ale ciągle
rośnie. Mniej więcej o 20%-25% rocznie ( SMB, Kelkoo, Forrester Research).
Jeśli zestawimy to z GUSowskimi danymi dotyczącymi wynagrodzeń i konsumpcji, to
na uproszczonym wykresie wygląda to mniej więcej tak:
Co roku
zarabiamy trochę więcej i trochę więcej wydajemy en block, ale coraz więcej
kupujemy w sieci i wydajemy tam coraz więcej pieniędzy. Nie tylko na skarpetki.
Również na inne ubrania.
![]() | |
|
Branża fashion
- odzież, obuwie i akcesoria - to ok. 20% naszych wydatków w sieci, tj. +/- 4,5
mld PLN. Jeśli tę liczbę podzielimy przez PRCH Turnover Index (855
PLN/mies./mkw. - wskaźnik określający średnie obroty netto na metr kwadratowy
powierzchni wynajmu w centrum handlowym) i „ubruttowimy” GLA (przyjmując, że
powierzchnia fashion w centrum handlowym to ok. 55%), to okaże się, że
nasza wirtualna galeria nie jest ani hiper-, ani mega-. Dzisiaj to już co najmniej GIGA-GALERIA,
o powierzchni ok. 1.000.000 m.kw., a to mniej więcej tyle, co 17 Galerii
Krakowskich (a za rok będzie ich 20, a może nawet 25).
Kolejne trzy ważne sprawy: lokalizacja, lokalizacja i lokalizacja… Każdy w branży nieruchomości zna tę, dziś już mocno wyświechtaną, mantrę.
Kolejne trzy ważne sprawy: lokalizacja, lokalizacja i lokalizacja… Każdy w branży nieruchomości zna tę, dziś już mocno wyświechtaną, mantrę.
A gdzie znajduje się
nasza GIGAGALERIA? Wystarczy kilka kliknięć myszką, albo raczej parę muśnięć
ekranu smartfona i już: „Ona tu jest! I tańczy dla mnie!” - jak śpiewa
świeżo upieczony wieszcz.
A jak to działa? Znakomicie! Tu można naprawdę zaszaleć: przymierzać w
wirtualnych przymierzalniach, oglądać „catwalki” modelek i modeli, dowiadywać
się o cudownych właściwościach materiałów, zasięgnąć porady stylisty, zapytać o
opinię innych użytkowników, poddać się ocenie „społeczności”, zamawiać
bezkosztowo i do woli. Nie pasuje? Odsyłamy również bezkosztowo i bez
wychodzenia z domu.
Niemal co do
słowa spełnia się ponad czterdziestoletnia baurdrillardowska wizja największego
centrum handlowego Europy, przedstawiona w „Formalnej liturgii przedmiotu”: „Oto
nowa, nieznana do tej pory wygoda przechadzania się pomiędzy sklepami kuszącymi
swymi ofertami bezpośrednio, bez ekranu wystawy, wzdłuż głównej alei, będącej
zarazem Rue de la Paix i Polami Elizejskimi, przyozdobionej fontannami i
wodotryskami, sztucznymi drzewami, urozmaiconej kioskami i bankami,
funkcjonującej w całkowitym oderwaniu od następstwa pór roku i uniezależnionej
od zmian pogody: nadzwyczajny system klimatyzacji, wymagający trzynastokilometrowej
sieci przewodów i kanałów wentylacyjnych pozwala na to, by panowała tam wieczna
wiosna.[…] Mall, jak każda inna ulica, dostępna jest przez siedem dni w
tygodniu, zarówno we dnie, jak i w nocy.”
A jeśli do
całego kontekstu dorzucimy możliwości reklamowe i komunikacyjne, SEO, SEM,
SERM, całą sferę kampanii behawioralnych, geotargetowania, cappingu,
profilowania perswazyjnego i wielu, wielu innych narzędzi, jakimi dysponuje
współczesny, baudrillardowski „drugstore”, to śmiało możemy sięgnąć po jeszcze
jeden, pasujący jak ulał, cytat: „W tym miejscu bije samo serce konsumpcji
jako totalnej organizacji codzienności, również totalnego ujednorodnienia,
gdzie wszystko zostaje przechwycone, opanowane i wyparte przez łatwość,
prostotę i przejrzystość „abstrakcyjnego” szczęścia, określanego wyłącznie
przez zniesienie napięć.”
Niepostrzeżenie,
może nawet nieświadomie, przesiadamy się z dyliżansu do superszybkiej kolei
żelaznej. Ale jest jedno "ale". Po coś przecież kupujemy tę całą fashion.
Głównie po to, żeby pokazać się w niej innym, równie jak my szczęśliwym gigagalerianom
i zademonstrować te wszystkie wirtualnie wywalczone zdobycze. A przy okazji
„się pokazywania” trochę też tych innych popodglądać. Mówiąc krótko, chodzi o
mniej lub bardziej zaawansowany lans. Lans, w imię którego:
"Kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy, za pieniądze,
których nie mamy, żeby zaimponować ludziom, których nie lubimy."
A tak się
paradoksalnie składa, że, jak na razie, funkcję ”platformy lansu” najlepiej spełniają
tradycyjne galerie.
W galerii opisanej w „Formalnej liturgii przedmiotu” klient otrzymywał dodatek
ekstra, „naprawdę coś”, czyli dostęp do ambitnych książek i płyt z muzyką
eksperymentalną - sprzedawanym produktom towarzyszyło „nieco więcej inteligencji
i ludzkiego ciepła”.
My dzisiaj
mamy skarpetki z chipem. I ciepłe, i inteligentne.
Ciekawe tezy, ale po przedświątecznej wizycie w centrum handlowym i wielokrotnym okrążeniu parkingu w poszukiwaniu wolnego miejsca muszę powiedzieć, że handel tradycyjny ma się całkiem nieźle.
OdpowiedzUsuń